PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1236}

Co gryzie Gilberta Grape'a

What's Eating Gilbert Grape
7,8 302 694
oceny
7,8 10 1 302694
7,6 37
ocen krytyków
Co gryzie Gilberta Grape'a
powrót do forum filmu Co gryzie Gilberta Grape'a

Piszę ten wątek, bo zdaje się, że oceny filmu w 90% zdominowały podziwy nad urodą ufarbowanego na rudo idola nastolatek i kwękaniem z zachwytu
nad "boskim" Leo. A ten film ma do zaoferowania o wiele więcej! Z góry uprzedzę, że ja uważam go za arcydzieło, a dlaczego, to się wyjaśni;)

Przede wszystkim - mamy tu wspaniale ukazane życie na amerykańskiej prowincji, która nie udaje, że jest San Francisco czy Los Angeles, lecz jest
sobą. Ten aspekt, pomimo sprawiania wrażenia nudy (co boli spore grono forumowiczów), sprawia, że film jest zadziwiająco szczery i autentyczny.
Drzwi starego pickupa skrzypią, ściany są odrapane, w głębi pokoju straszy zupełnie zdezelowany piec, a samochody co chwila nawalają. Sprzedawca
ubezpieczeń nie ma komu opylić swoich "cudownych" pakietów, a dobrze prosperujący sklepik zaczyna ledwo zipieć. Czyli: prawdziwe życie! To, moim zdaniem,
mogło zniechęcić przeciętną gimbazę. Nie ma w "Co gryzie..." jakichś fajerwerków, zwrotów akcji, spektakularnych (no, może pożarem domu) zmian;
po prostu oglądamy jakby drobiazgowe zapiski z życia, sfilmowany dziennik prowincjonalnego chłopaka.

Po drugie - jest to film obyczajowy ze sporą dawką czarnego humoru, co mało kto tutaj docenia. Widać to szczególnie w podejściu do śmierci,
w tym, jak pracownik zakładu pogrzebowego opowiada o zwłokach albo jak kumple, zebrani w dinerze, obgadują tragiczną śmierć Carvera. A jednak
dzieło nie przestaje być typowym filmem gatunkowym, bo konsekwentnie unika eksperymentów.

No właśnie: przede wszystkim "Co gryzie..." jest genialną tragikomedią, a więc gatunkiem, który rzadko udaje się w kinie, a w naszej kinematografii
- jeszcze rzadziej. Jako przykłady udanych tragikomedii mogę wymienić "Zezowate szczęście", może też "Dzień świra" lub "Jak rozpętałem drugą wojnę światową". Dalsze przykłady z trudem sobie przypominam, co tylko dowodzi, jak trudno zrobić taki film.

A w filmie Halsstroma to się udało, i to z nawiązką. Zobaczmy, jak świetnie "pomieszano" tragizm z humorem w scenie, gdy Arnie znajduje ciało matki: ile emocji maluje się na jego twarzy! I to genialne podsumowanie, pokazujące, że chłopak nie zgłębił fenomenu śmierci: "Wiem, że się ukryłaś!". Dla mnie genialne.
Scena kolejna, podczas której trwa rodzinna kłótnia, a wściekle rozżalony Arnie rozpacza nad śmiercią ojca. Nagle matka wstaje, żeby uspokoić sytuację, a ja... lekko się uśmiecham, bo całe zdarzenie jest pokazane z perspektywy podłogi, która skrzypi i wygląda, jakby zaraz miała runąć.
Takich scen jest o wiele więcej, jak choćby ta pokazująca odebranie chłopaka z komisariatu. Ale opiszę jeszce tylko jedną: Na urodziny przyjeżdża dziewczyna i wręcza prezent Arniemu, na co Gilbert upomina go: "Co się mówi?" Później, podczas pożegnania z Betty Arnie odbija piłeczkę i powtarza: "Co się mówi?"
To, moim zdaniem, świetnie ukazuje, że chłopak jednak to i owo "rozumie". A film jako całość, epatując tragedią i bawiąc, podsumowuje chyba uczucia większości ludzi do swoich rodzin: często wstydzimy się, chcemy uciec i schować twarz w dłoniach, ale w pewnych chwilach wiemy, że sami nie damy rady, że
rodzina jest najlepszym oparciem...

Moim skromnym zdaniem film niemal doskonały, i ani przez chwilę mnie nie znudził. 10/10

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones